(źródło)
„Tak, ten człowiek szczególną zaletę posiada,
Aby nic nie powiedzieć, choć bez przerwy gada;
Płynna jego wymowa dziwną sztuką mieści
Pusty dźwięk bez znaczenia, a słowa bez treści”.
Molier, Mizantrop, Akt II, Scena V
„Wymóg optymizmu jest drogą do nadziei, której pragniemy”.
„To od was zależy, czy podążycie tą drogą do końca i jeszcze dalej”.
„Próbuję coś powiedzieć - przynajmniej mam taką nadzieję”.
(Emmanuel Macron)
Molier jest wieczny. Podobnie jak wszyscy wielcy pisarze, uchwycił w swoich postaciach to, co jest stałe w człowieku; to, co w różnych epokach, kulturach i obyczajach nieuchronnie objawia się pod różnymi maskami.
Tylko tzw. postępowcy i ludzie niewykształceni (co w zasadzie oznacza to samo) wierzą, że zachodzą w człowieku zmiany fundamentalne. Tylko młyny dzisiejszych stereotypów mielą podejście, że nie istnieją stałe antropologiczne – ten wspólny pień, z którego wyrastają specyficzne dla każdej epoki efemeryczne gałęzie.
Molier był pisarzem. Jest istotna różnica między nim, a błazeńskimi pisarczykami, którzy od Marka Levy'ego po Jeana d'Ormesson zatruwają współczesne mózgi swoją bezbarwną, płaską, pozbawioną życia prozą.
Molier był pisarzem, dlatego, mimo że od jego śmierci minęło trzy i pół wieku, pozostaje bardziej „żywy” niż wszyscy nasi współcześni grafomani. Sam jeden rzuca na nasze czasy o wiele więcej wartościowego światła niż wszyscy ci literaccy impotenci razem wzięci.
(…)
Trzeba więc czytać Moliera. Czytać go w kółko. Życie jest za krótkie, by tracić czas na nieczytanie Moliera (…) Czytając Moliera, zdajemy sobie sprawę, że bohaterowie naszych czasów zostali już w większości opisani. Opisani, przeanalizowani i zaszufladkowani.
Za przykład możemy podać postać, która przewija się przez całą twórczość Moliera i która dzisiaj przyjęła nowe ciało. Jest to postać, do której Molier wielokrotnie wraca w swoich komediach. Postać, która fascynowała Moliera aż do obsesji, ponieważ oprócz niewyczerpanego potencjału komicznego jest kwintesencją ludzkiej natury. Uosabia to, co najmniej chwalebne w człowieku: zadziwiającą mieszankę narcyzmu i próżności – mariaż przeciętności i samozadowolenia. Postacią tą jest Mascarille w „Pociesznych wykwintnisiach”, Oront w „Mizantropie” i Trysotyn w „Uczonych białogłowach”. Pedant, nieudolny, pretensjonalny markiz, który tym bardziej siebie podziwia, im bardziej jest przeciętny.
To człowiek pozbawiony kultury, ale pełen pewności. Człowiek, który "wie wszystko, choć nigdy się niczego nie uczył". Człowiek, któremu wiedza i zrozumienie świata przychodzą "naturalnie”. Człowiek, który na każdy temat ma opinię, choć nad niczym się nie zastanawia. Ten, którego stwierdzenia są tym bardziej kategoryczne, im mniej wie i im bardziej brak mu argumentów. Ten, którego pewność siebie jest proporcjonalna do własnej ignorancji. Ten człowiek ma tak wysoką samoocenę, że uważa, iż nie potrzebuje na nią pracować. Tak niekonsekwentny, jak i pewny siebie, bez przerwy mówi i nigdy nie myśli. Problem polega na tym, że nie mając nic do powiedzenia, skazany jest na produkowanie zdań, które nic nie znaczą – zdań pełnych słów, ale pozbawionych sensu.
"Pojawienie się różnorodności, jaką jest francuskie społeczeństwo, musi pozostać w żywotności tej różnorodności”.
„To, co jest esencją francuskiego ducha, to ciągłe dążenie do uniwersalności, innymi słowy – napięcie między tym, co było i częścią tożsamości (tej ścisłej tożsamości) a dążeniem do uniwersalności, czyli tego, co nam się wymyka”.
„Spójne pojednanie, które proponuję i postępowy projekt, pod którym się podpisuję, mogą obudzić bardzo silne inicjatywy na poziomie społecznym”.
(E. Macron)
Każdy zna Trysotyna. Każdy miał nieszczęście widzieć, jak takie narcystyczne dziecko szerzy swoją arogancję i brak kultury w „Teleramie” czy na ekranie telewizora. W dużych miastach - zwłaszcza w Paryżu - można spotkać bataliony Trysotynów na tarasach, w kawiarniach i restauracjach. Nazwaliśmy ich współczesną burżuazją, ale to niczego nie zmienia. Nadal pozostają Trysotynami. Zobaczycie, że oni wszyscy masowo zagłosują na swojego sobowtóra. Na mistrza Trysotyna. Innymi słowy – Emmanuela Macrona. Emmanuela Macrona, patrona współczesnej burżuazji. I, nawiasem mówiąc, autora powyższych językowych perełek.
Molier znał doskonale Emmanuela Macrona. Aż do miękkiego brzmienia jego głosu.
Poznał też dobrze i bardzo dokładnie opisał jego fanklub – przepraszam, bojowników. To właśnie w „Uczonych białogłowach” odnajdujemy dokładny portret tych ludzi – ludzi, którzy krzyczą „geniusz!” za każdym razem, gdy ich idol wyważa otwarte drzwi. Tych dewotów, którzy mdleją w ekstazie, gdy tylko ich guru otworzy usta, nawet (i zwłaszcza) wtedy, gdy wypowiada totalny banał:
"Rolnictwo to te kobiety i ci mężczyźni, którzy nas żywią".
„Chcę prezydenta, który przewodniczy i rządu, który rządzi”.
„Uważam, że żeby zostać prezydentem, trzeba kandydować na prezydenta”.
„Świat się zmienił. Nie jest już ten sam”.
„Konkluzja polega na wyciągnięciu wniosków”.
„Ostentacyjne symbole religijne, które są dzisiaj zakazane, muszą zostać zakazane”.
„Nasz kraj składa się w połowie z kobiet i w połowie z mężczyzn”.
„W kwestii braterstwa, wszędzie będziemy stawiać na czynnik ludzki, ponieważ chcemy połączyć nasze wysiłki w celu ochrony i zabezpieczenia”
„Szkoła łączy wszystkie rodzaje wierności, a najcenniejszą z nich jest wierność wobec przyszłości”.
„Właśnie dlatego, że Gujana Francuska nie jest wyspą, w jej realności jest czasem wiele z wyspy”.
„Całkowicie popieram tworzenie nowych modeli rządzenia. Te nowe modele mogłyby zostać wprowadzone z inicjatywy samych zainteresowanych”.
Z charakterystyczną dla siebie skromnością E. Macron i jego fani oświadczyli, że są "odrodzeniem". Gdyby zamiast zaprzeczać jej istnieniu, zainteresowali się kulturą francuską, odkryliby, że oni sami istnieją już od trzech i pół wieku – i że w związku z tym wątpliwa jest autentyczność "odrodzenia", które uosabiają. Istnieją wszelkie powody, by się obawiać, że gdy tylko Trysotyn zostanie wybrany, epidemia zepsucia ogarnie całą Francję.
(…)
16 stycznia 2022
Źródło: https://blognicolas.fr/2022/01/16/macron-vu-par-moliere/
Napisała Pani piękny i dający do myślenia tekst. Dziękuję, poczytam Moliera :-)
Jest jednak coś, co (chyba nam wszystkim) na co dzień umyka: ludzie mądrzy są z zasady wyalienowani społecznie i co najwyżej mogą udawać społeczną obecność; to wynika z natury uczenia się i obserwacji. Z kolei tacy 'molierowscy' ludzie, tacy politycy itp bazują na odwrotnym do mądrości mechanizmie: na korelacji społecznych emocji i stadnej potrzebie lidera. A w tym przypadku żadna mądrość nie jest potrzebna; potrzebne są samce beta, które zagonią stado; potrzeba trochę "wrogów/wilków' by stado miało się czego bać i potrzeba cynizmu, by na tym zarabiać.
Molierowscy ludzie nie są więc czymś "pojebanym" (przepraszam za zwrot), ale są wynikiem istnienia masy społecznej i matematycznej oczywistości rozkładu normalnego w tej masie. Oni są liderami tej masy.
...tak mnie naszło na socjologię po Pani lekturze :-)