Kryzys sanitarny wywołany pandemią Covid-19 ujawnił we Francji, kraju znanego jeszcze dwadzieścia lat temu z doskonałej opieki medycznej, głębszy kryzys szpitali publicznych. W latach 1984-2017 dostawały one miesięcznie tzw. DGF (Globalne Dofinansowanie Funkcyjne), które zabezpieczało pokrycie wszystkich wydatków szpitalnych. W 1991 roku zaczęła się stopniowa informatyzacja przebiegu leczenia oraz kodowanie szpitalnych interwencji, ich priorytetyzacja oraz zmiana funkcjonowania modelu dotyczącego środków szpitalnych. Szpitale publiczne weszły w erę "rentowności", a rząd przejął nad ich wydatkami całkowitą kontrolę. Jednym słowem - przestano leczyć pacjenta, a zaczęto leczyć „przypadek” - konkretną, opatrzoną kodem jednostkę chorobową. Klasyfikacja jednostek chorobowych nadzorowana jest przez WHO, a klasyfikacją interwencji medycznych we Francji zarządza Wysoki Urząd ds. Zdrowia (HAS). Obie te organizacje znane są z istnienia konfliktu interesów pomiędzy nimi a firmami farmaceutycznymi.
Od dwudziestu lat w celu "optymalizacji wydatków" systematycznie przydziela się szpitalom publicznym budżet niższy od rzeczywistych potrzeb. Pomimo wzrostu i starzenia się społeczeństwa francuskiego w latach 2002-2018 zlikwidowano 69 tys. łóżek szpitalnych. Brak płynności spowodował, że szpitale zaczęły szukać finansowania w bankach, zwiększając swoje zadłużenie z 9 do 30 mld euro.
Redukcja dotknęła także personel medyczny. W latach 2010-2017 "wydajność" szpitala publicznego wzrosła o 15%, podczas gdy liczba pracowników tylko o 2% i chociaż UE zredukowała maksymalny czas pracy do 48 godzin tygodniowo, personel medyczny często nie jest w stanie przestrzegać tego limitu z powodu wakatów, a przepracowanie wpływa zarówno na zdrowie fizyczne, jak i psychiczne pracowników.
Pandemia koronawirusa tylko pogorszyła sytuację. W ciągu dwóch lat pandemii rząd francuski nie poczynił żadnych ruchów mających na celu usprawnienie działania przeciążonych szpitali. Kontynuowano redukcję szpitalnych łóżek, zawieszono pracowników medycznych, którzy odmówili przyjęcia eksperymentalnego preparatu zwanego „szczepionką Covid-19”, odmówiono placówkom prywatnym zajęcia się pacjentami kowidowymi oraz dofinansowania szpitali, zasłaniając się brakiem pieniędzy. Media mainstreamowe, poruszając temat dramatycznej sytuacji szpitali, w czasie kryzysu koronawirusa próbowały winą za taki stan rzeczy obciążyć osoby niezaszczepione - co było oczywistym absurdem. Każda krytyka tych działań, które wyglądają na celowe niszczenie państwowej służby zdrowia, traktowana jest jak głoszenie teorii spiskowych i pozostaje tematem tabu.
Ta zgoda na chaos, degenerację funkcjonującego wcześniej systemu nie byłaby możliwa bez swoistej symbiozy władzy i mass mediów (zarówno państwowych jak i komercyjnych) i stosowanej przez nie modelu propagandy. Próbę opisu sił dających mediom z głównego nurtu przychylność elit, która jest używana do "produkowania zgody" wśród obywateli opisali już w wydanej w 1988 roku i poprawionej w 2002 r. książce pt. "Produkując zgodę" Ed Herman i Noam Chomsky.
Fabrykowanie zgody grupy społecznej jest pośrednią strategią behawioralnego nacisku, której celem jest rozładowanie, z wyprzedzeniem, oporu wobec zmian, które chce się wprowadzić oraz protestów, jakie nacisk taki z pewnością spowoduje. Aby to osiągnąć, wszelkie strategiczne intencje muszą pozostać ukryte, tak aby fakt świadomego sterowania pozostał dla grupy niezauważalny i aby przypisywała je ona raczej naturalnej ewolucji społeczeństwa, za co przecież nikt nie odpowiada. Ukrycie w procesie zmian jakichkolwiek śladów świadomego działania jest niezbędne do tego, aby członkowie danej grupy zaakceptowali szok i aby jedyną ich reakcją była nostalgia i ewentualna krytyka upadku i złej ludzkiej natury. Oczekiwane i mile widziane są takie postawy jak rezygnacja, bierność i uległość. Grupa nie może być świadoma istnienia animatora i tego, że jest przez niego sterowana, bo w przeciwnym wypadku mogłaby pomyśleć o ingerencji w mechanizm i spróbować pełnić w procesie zmian aktywną rolę. Dlatego tak ważne jest, aby uniemożliwić jej dostęp do globalnej wizji sytuacji, w której się znalazła, bo to pozwoliłoby jej na dotarcie do praprzyczyny problemu, przeprowadzenia analizy i znalezienia skutecznego - a nie tego, które zostanie jej podsunięte - rozwiązania. Ta operacja wprowadzania zamętu - „hakowania systemu percepcji podmiotu sterowanego i jego zdolności analizy” – polega na ukierunkowaniu analizy na rozdrobnione, pojedyncze zadania, tak aby skierować zainteresowanie w kierunku, który pozostaje dla władzy nieszkodliwy. Proces ten wymaga dużej ostrożności, a pośpiech i zmasowane ataki nie są wskazane.
W wydanej w 2014 roku przez Max Milo książce „Zarządzanie przez chaos – inżynieria społeczna i mondializacja” (Gouverner par le chaos – ingenierie sociale et mondialisation), czytamy:
„W 1996 r. we francuskim Dzienniku polityczno-ekonomicznym Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OCDE) został opublikowany raport OCDE zawierający zalecenia, jak zlikwidować państwowe służby publiczne, wywołując jak najmniej niekorzystnej reakcji zwrotnej: „Kiedy ograniczamy wydatki administracyjne, musimy uważać, by nie zmniejszyć jednocześnie ilości usług, nawet kosztem spadku ich jakości. Można na przykład okroić fundusze administracyjne dla szkół i uczelni, nie ograniczając jednak przy tym liczby uczniów czy studentów. Rodziny zareagują gwałtownie na odmowę zapisania dzieci do placówki szkolnej, ale nie na stopniowe obniżanie jakości edukacji. Aby uniknąć powszechnego niezadowolenia społecznego, proces ten nie może zachodzić w dwóch sąsiednich placówkach naraz”.
W razie potrzeby przeprowadza się wewnętrzny sabotaż w postaci obniżenia kosztów funkcjonowania lub świadomie zawyżonego długu publicznego (poprzez włączenie odsetek do ogólnej kalkulacji), czy jakiejkolwiek innej formy planowanego kryzysu: gospodarczego, dyplomatycznego, społecznego itp. Następnie proponuje się rozwiązanie. Rozwiązanie to oczywiście pogorszy sytuację, ale ponieważ będzie jedynym zasugerowanym grupie, przyjmie je ona z entuzjazmem, gdyż sam fakt zmiany sprawia wrażenie zmiany na lepsze. Tak działa ludzka psychika - zawsze pozytywnie patrzy na początek wyjścia z trudnej sytuacji. Gdy minie „zauroczenie” i grupa uświadomi sobie, że rozwiązanie nie poprawiło sytuacji, a wręcz ją pogorszyło, natychmiast proponuje się kolejne rozwiązanie, które przyniesie podobny efekt i tak dalej ad infinitum. Dzięki temu nigdy nie powróci się do źródeł problemu i nie znajdzie się wyjścia - mnożenie fałszywych rozwiązań oddala nas od coraz bardziej od jego praprzyczyny.
Celem ciągłych zmian jest także wszczepienie ludziom systematycznego przekonania, że "wcześniej było gorzej, że należy iść naprzód, nie patrzeć wstecz, że podejście konserwatywne jest z gruntu złe, niezależnie od tego, jak bardzo sytuacja się zdegradowała. Chodzi o wywołanie przymusowego marszu z punktu A do punktu B, poprzez zaprogramowanie niejako ślepej nadziei i optymizmu, że wyjście B jest bezsprzecznie lepsze od A, który jest wsteczne i kontrrewolucyjne, a wszystko to przy użyciu sporej dozy autosugestii, historycznego rewizjonizmu i ideologicznego progresywizmu”.
Partia Emmanuela Macrona doszła do władzy w 2017 roku jako partia o wymownej nazwie En Marche!, której nazwę można przełożyć na polski jako: w ruchu, albo idąc (oczywiście do przodu i nie patrząc wstecz, co prezydent wielokrotnie powtarzał). Kilka miesięcy temu zmieniła nazwę na La Renaissance (Odrodzenie). Wroga konserwatyzmowi, promuje postęp, nowe rozwiązania, nowy, oczywiście lepszy porządek. Pojawia się pytanie: czy dla państwowych służb publicznych, takich jak min. służba zdrowia, też przewiduje nowe i lepsze, którego my, obywatele (a przynajmniej niewielka część z nas) możemy się na razie jedynie domyślać?
Źródła:
“Gouverner par le Chaos, Ingénierie sociale et mondialisation”, Max Milo ed., Paris 2014
“Manufacturing Consent: The Political Economy of the Mass Media”, Edward S. Herman, Noam Chomsky, 1988, , Pantheon Books, United States